Ełckie wybory to nie jest zwykłe głosowanie na kandydatów. To traktat aksjologiczny.
Przepis na sukces wyborczy po ełcku? Zarejestruj stowarzyszenie, które ma dobro w nazwie. Wykorzystaj ten zacny rzeczownik do marketingu politycznego. Epatuj dobrem w każdej możliwej szczelinie przestrzeni publicznej. Przywłaszcz i przyklej sobie tę etykietkę do czoła. Obnoś się z nią jak paw po mieście, gminie i powiecie. Sprawiaj wrażenie, że kto nie z dobra, tego dusza niedobra. Wystaw frontmana jako szafarza dobra, dobierz odpowiednich chórzystów-statystów, stanowiących po wygranej maszynkę do głosowania. Rozsiądź się wygodnie w fotelu. Czekaj na oklaski, lajki i głosy wyborcze.
Co w tym złego? Przecież dobro z definicji nie może być złe. A może to instrumentalne wykorzystywanie dobra do kampanii wyborczej samo w sobie dobre jednak nie jest? Dobre z jakiego wymiaru aksjologicznego? A może to szemrane dobro? Kto je namaścił? Proboszcz, biskup? Czy jest coś nie tak ze skromnością i służbą dla ludzi samozwańczych „dobrych ludzi”?
Nie teraz, ale mam wrażenie, że w trakcie kolejnego rozdania wyborczego pojawi się samozwańcza grupka, która określi się mianem: Bandy Egoistycznych Skurczybyków. Czy diabeł może być zbawiony? Czy dobro może być elementem gry wyborczej? Jakie dobro, jak definiowane? Wartości chrześcijańskie? Czy jest wśród nich cyniczne zawłaszczanie strefy aksjologicznej do politycznych i ekonomicznych interesów? Może jakiś etyk z Dobra mi to wyjaśni? Czy szaman określający się mianem zbawiciela ludzkości może być małostkowym krętaczem i manipulatorem? Wymienić takich z podręczników historii?
A kto namaścił piszącego te słowa do oceniania dobra lokalnego? Sam się namaścił? Jakie interesy nim kierują? Nie lubi partii prezydenckiej? Przecież jako dziennikarz powinien być obiektywny? Ale jak tu być obiektywnym, kiedy zapowiada się kolejne 5 lat wysłuchiwania o mostkach, fontannach, wieżach chodnikach i innych duperelach. Tematy poważne? Dług miasta, ruina zwana zamkiem, smród wszechogarniający, gnijące jezioro? Cisza w eterze. Opowiadajmy dyrdymały o tym jak jest zajebiście, a będzie jeszcze fajniej. Mam nadzieję, że prezydent miasta potraktuje swoją kadencję nie jako wehikuł do przemieszczenia się w loże senatorskie czy inne wysokie progi, tylko zmierzy się z realnymi problemami. Wtedy nie będę miał pretensji o zawłaszczanie dobra do wygrania wyborów. Wartości dzielą się na wartości instrumentalne i autoteliczne. Jeśli jako wartość samą w sobie definiuję rozwiązywanie realnych problemów miasta, to niech już będzie, że instrumentalnie można sięgać po środki niezbyt szlachetne i honorowe. Cel uświęca środki – ale nie cel definiowany jako zdobycie władzy dla samej możliwości upajania się nią i nadymania jak latający nad miastem balon, który zamiast helu mieści w sobie pokłady narcyzmu i samouwielbienia. Oby nie pękł któregoś dnia z wielkim hukiem, bo wszyscy będziemy tego żałować – zarówno dobrzy, jak i źli ludzie oraz egoistyczne skurczybyki.