Najbardziej niepokojące są te zaginięcia, które zaczynają się zwyczajnie. 88-letnia mieszkanka Pisza miała być w domu – jak co dzień. Fotel przy oknie, kubek herbaty, znajoma cisza. Ale kiedy opiekunka przekroczyła próg, uderzyła ją pustka. Drzwi uchylone. Brak odpowiedzi. Starsza pani, która od dawna nie opuszczała mieszkania sama, zniknęła bez śladu.
Od tego momentu czas zamienił się w przeciwnika. Każda minuta bez tropu była jak kolejny kamień przygniatający nadzieję. Komendant piskiej policji ogłosił alarm, a całe miasto zaczęło żyć gorączką poszukiwań. Funkcjonariusze przeczesywali drogi, zagajniki, pustostany – wszędzie tam, gdzie mogła błąkać się zaginiona. Do mieszkańców trafił komunikat: kto widział starszą kobietę, miał zgłaszać się natychmiast.
Pierwszy przełom przyszedł z chłodnej, bezdusznej elektroniki. Zapis monitoringu pokazał sylwetkę: drobną, pochyloną, idącą w stronę sklepu budowlanego. Obraz niewyraźny, rozmazany, a jednak wystarczający, by wiedzieć, że właśnie tam trzeba szukać.
Policjanci weszli do środka. Latarki przecinały ciemność jak noże, rozdzierając ciszę, która gęstniała w każdym kącie. Sklep, miejsce codziennych zakupów, zamienił się w labirynt niepokoju. I wtedy – w przestrzeni, do której nikt normalnie by nie zaglądał – znaleźli ją.
Leżała. Upadła, unieruchomiona, uwięziona przez własną bezradność. Sama. Gdyby nie szybka reakcja, mogła spędzić tam godziny – albo ostatnie chwile swojego życia.
Tym razem finał był szczęśliwy. Starsza kobieta, choć osłabiona, nie odniosła poważnych obrażeń. Trafiła do szpitala na obserwację.
Ale w mieście wciąż unosi się echo tego dnia. Pytanie, które powraca jak szept: jak cienka jest granica między spokojną codziennością a dramatem, który zaczyna się od otwartych drzwi i pustego fotela?
#Zaginięcie #Pisz #ThrillerŻycia #Policja