Szkoła, studia i powrót prawie na koniec świata, czyli do rodzinnego Żabina przy granicy z rosyjskim Obwodem Kaliningradzkim. Po co? Żeby kontynuować rodzinne tradycje pszczelarskie dziadka Ignacego. Poznaj historię Łukasza Świerzbina, jego brata Radka i ich pasieki.
– Początki Pasieki sięgają 1947 roku, kiedy to Ignacy Świerzbin przybył do wsi Ściborki. Od tej pory pasieka stale się powiększa i zachwyca klientów niezwykłym smakiem i aromatem miodów pozyskiwanych z najdzikszych zakątków Mazur. Tajniki pszczelarstwa Ignacy przekazał wnukom – Łukaszowi i Radkowi, którzy kontynuują tradycję pozyskiwania tego cudownego daru natury, jakim jest miód – czytamy na stronie internetowej pasiekadziadkaignacego.pl
Zawitaliśmy do tego niezwykłego, rodzinnego gospodarstwa pszczelarskiego w chłodny, ale słoneczny majowy dzień. Łukasz z dumą oprowadza nas po pasiece, prezentuje nowe ule i ramki, opowiada o produkcji miodu, o pszczołach, które są jego pasją i profesją.
– Wcześniej pomagałem dziadkowi, ale potem, po studiach (resocjalizacja), trzeba było zadecydować, co dalej – mówi Łukasz. – Postanowiłem wrócić i wraz z bratem Radkiem kontynuować rodzinne tradycje. Pasieka składa się 144 uli, mamy głównie stacjonarne pasieki, na rzepak rzadko jeździmy, kiedyś woziliśmy, ale spryskany jest nawozami, pszczoły popadały nam, jak muchy po muchozolu.
Żabin to mała miejscowość przy granicy z Rosją, z Obwodem Kaliningradzkim. To Mazury Garbate, dzikie, pofałdowane pagórkami, o jeziora trochę trudno, ale natura zachwyca.
– Staramy się miodu nie podgrzewać, żeby jak najkrótszą drogą trafiał do słoików, żeby było jak najbardziej naturalnie – tłumaczy Łukasz. – Miód przegrzany się nie nadaje, traci swoje właściwości
Pszczoły, jakie pokazuje nam Łukasz to Buckfast.
– To pszczoła syntetyczna, na niej pracujemy – mówi Łukasz. – Robi świetne, duże rodziny, lubię, jak podchodzę do ula, podnoszę to wszystko, a wtedy pszczoły aż się z niego wylewają.
Dziadek Ignacy nadal mieszka w niedalekich Ściborkach.
– Wciąż nam pomaga, może nie przy samych pszczołach, ale np. przy drutowaniu ramek – mówi Łukasz. – Jednak jak mamy jakieś miodobranie, to już nie odpuści. Nie może tego przegapić.
Łukasz wtajemnicza nas w podstawy pszczelarstwa. Mówi o matkach, trutniach, nowego rodzaju ramkach i ulach, o woszczarkach, propolis, lipie, gryce, wielokwiatach …
– To jest jedyna moja praca – tłumaczy. – Są lepsze lata i gorsze. Nie produkujemy matek, bierzemy gotowe, od fachowców, innych pszczelarzy, którzy się tym zajmują.
Dystrybucja miodu? Trafia bezpośrednio w słoikach z etykietą Pasieki Dziadka Ignacego do okolicznych sklepów w Gołdapi, Węgorzewie, Giżycku i okolicach.
– Kto jest naturalnym wrogiem pszczół? – pytamy trochę naiwnie.
– Osy, szerszenie, różne ptaki, jeśli matka wychodzi na lot godowy – tłumaczy nam cierpliwie Łukasz. – Bardzo poważna choroba pszczół to warroza. Ale największym zagrożeniem jest chyba człowiek ze swoimi opryskami. Jest u nas uboga baza użytkowa. Przy pasach drogowych rosną topole, a powinny być też lipy. Pszczoły nie mogą być głodne, jeśli będą tylko pasieki, a baza się nie zwiększy, to będzie źle. Dobry pomysł to łąki kwietne, lipy, wszystko, co daje miód, nektar.
Pytamy o zmiany w gospodarstwie w porównaniu do tego, co było za czasów dziadka Ignacego.
– Jest nowocześniej, ale niektórych rzeczy nie można zmieniać. Musi być tradycyjnie, żeby mieć dobry, pełnowartościowy miód.
Wyjeżdżamy z Żabina ze słoikiem miodu gryczanego, w głowie słychać jeszcze jednostajny szum pszczelego bzyczenia. Wrócimy do Pasieki Dziadka Ignacego po którymś miodobraniu …
