– Jeśli kandydaci pukają do mojego domu i chcą mnie w taki sposób przekonać do oddania głosu na nich, to może ja też zacznę ich odwiedzać i zachęcać do realizacji tego, czego od nich oczekuję? – stwierdza Czytelnik w liście do redakcji Echo Ełku.
– Dlaczego politycy i kandydaci wszelkiej maści przypomnieli sobie o moim skromnym istnieniu akurat przed wyborami? – pyta Czytelnik. – Czy to nie jest bezczelność i impertynencja? Już nawet nie chodzi o domokrąstwo, zaśmiecanie skrzynek na listy ulotkami, upstrzenie całego miasta buźkami kandydatów (tego chyba nie lubię najbardziej – lica wszelakie w przestrzeni miejskiej chcą mi coś powiedzieć, a za bardzo nie mają czego). Obudzili się przed wyborami? Chcą mojego głosu? A co mają do zaoferowania w zamian? Co chcą zrobić, czego dokonać? Od rządzących miastem słyszę narcystyczne zapewnienia, że są już tak wspaniali, dobrzy i cudowni, że tylko bić im pokłony i na nich głosować. Opozycyjne ugrupowania też nie lepsze. Jedno zapewnia, że będzie dobrem jeszcze bardziej wspólnym, inne idą po linii partyjnej. A może ja ich zacznę odwiedzać, tych kandydatów, w ich domostwach? Powiem im, czego oczekuję, jakich zmian chcę w moim mieście, o tym, że nie działają na mnie pijarowe sztuczki na fejsbuku. O tym, że drażni mnie ich nachalność, im częściej otwieram lodówkę i wyskakują z niej kandydaci, tym bardziej nie chce mi się angażować w ten ich wyścig po stołki. Poza nielicznymi wyjątkami, nie słyszę w tej kampanii nic, co uważam za ważne dla mnie jako ełczanina. Chyba wydrukuję swoje ulotki i ruszę po domach kandydatów. Będę ich przekonywał, żeby realizowali mój program i pamiętali o mnie nie tylko przed wyborami. A jeśli inni wyborcy zrobiliby tak samo? Już widzę te kolejki przed domostwami różnych lokalnych szołmenów, celebrytów i celebrytek …
fot. ilustracja