Będąc młodym reporterem w małej, lokalnej gazecie …
Czwartek. W redakcji nerwowo. Naczelny szaleje. Zaczynam o nim myśleć w kategoriach jakiegoś medialnego kuriozum, bo mam wrażenie, że oszukuje nie tylko swoich pracowników, ale również pracodawców. Nic to. Mam misję – temat na jedynkę.
Zgłaszam temat na kolegium redakcyjnym. Cisza. Patrzą się na mnie jakoś dziwnie, naczelny mnie ignoruje. O co chodzi? W miasteczku w pogotowiu ratunkowym doszło do konfliktu między pracownikami a dyrekcją. Ucichło to medialnie, ale jak się dowiedziałem, 12 pracowników poszło na zwolnienia lekarskie. Czy to oznacza, że przez miesiąc będzie za nich płaciła miejska spółka, a potem ZUS? Co w tym złego? Moim zdaniem, to dymanie ZUS-u i to jeszcze w blasku fleszy, bo najciemniej jest pod latarnią. 12 pracowników raptem się rozchorowało? Grupowo? Po buncie? To tak się załatwia konflikty w miejskim szpitalu – wysyła pracowników na zwolnienia lekarskie? Śmierdzi to na kilometr, a kto zapłaci – no tak, nie dyrekcja z własnej kieszeni, ale podatnicy. Moim zdaniem temat-bomba. Nic z tego. Na kolegium nikogo to nie interesuje. Olewają mnie totalnie, naczelny coś tam bąka pod nosem, nikt nawet nie szuka argumentów, żeby wyperswadować mi zajmowanie się tym. Rozumiem, że mogę się zajmować, ale i tak nikt tego nie opublikuje. Stanęło na tym, że robię kota – z cyklu walczymy z bezdomnością futrzaków, czyli przygarnij „miauczaka”. Robię też znów sondę uliczną, ale tym razem nie mam wolnej ręki. Temat narzucony z góry: Jakie miasto uważasz za najpiękniejsze i dlaczego właśnie Lukas? Brzmi jak anegdotyczna rozprawka o Leninie. Jestem zdołowany. W przerwie na papierosa podchodzi do mnie specjalistka od reklamy.
– Fajny temat zgłosiłeś, ale wiesz, my nie piszemy źle o spółkach miejskich i o urzędnikach, bo bierzemy od nich kasę – dają płatne ogłoszenia i grube reklamy, to nasz dobry klient – wyjaśnia mi zawiłości pracy w mediach Dorota.
No tak, gazeta musi z czegoś żyć, ale żeby aż tak? A ja w swojej naiwności myślałem, że chociaż media lokalne są wolne od wpływów polityków i urzędników. Grubo się myliłem się. Dostaję po nosie i mam lekcję pokory. Zapewne nie ostatnią. Idę robić sondę i kota. Znajdę jakiegoś burasa i wymyślę mu chwytającą za serce historię. Może tak dam upust swojej grafomańskiej pasji?
Ciąg dalszy nastąpi.