Jak działają bańki informacyjne? – case study: radny W. i siłownie.
Bańka informacyjna inaczej zwana jako filtrująca to sytuacja powstała w wyniku działania określonego algorytmu, gdzie osoba korzystająca z sieci otrzymała informacje wyselekcjonowane, które dobrane zostały na podstawie informacji dostępnych na temat użytkownika, np. lokalizacja lub historia wyszukiwania.
(wikipedia)
Analiza:
Bańką informacyjną radnego W. jest przekonanie, iż działania rządu w sprawie wirusa są mądre i racjonalne. Rozwinięciem i konsekwencją tego przekonania jest wiara w racjonalność zamknięcia siłowni. W. żyje w bańce informacyjnej i dochodzące doń informacje są filtrowane przez te przekonania. Innymi słowy – docierają do niego tylko takie wiadomości, które te przekonania potwierdzają.
Jak się umościć wygodniej w swojej bańce informacyjnej? Radny ma plan. Publikuje na swoim profilu społecznościowym link do artykuły, który relacjonuje badania, oczywiście potwierdzające jego tezę. Są w nich amerykańscy naukowcy i aplikacja, więc szczęście jest pełne. Rozkoszuje się tym – teraz będą lajki, podziw i wreszcie zrozumieją!
Aż tu znienacka pojawia się głos spoza jego bańki informacyjnej:
– Bezkrytyczna wiara w mądrość aplikacji SafeGraph jest przejawem bytowania w bańkach informacyjnych. To jak z cholesterolem w maśle i margarynie. W zależności od grantu i instytucji przyznającej granty naukowcy publikowali różne teorie – ci opłaceni przez masło, będą twierdzić, że zawarty w margarynie cholesterol zabija, natomiast ci opłaceni przez lobby margarynowe, odkryją coś zupełnie przeciwnego. Więcej dystansu i krytycznego myślenia.
Cóż za bezczelność! – duma radny! – Jak śmiesz wpierniczać się do mojej bańki! Wara z niej, ona jest moja, moja i tylko moja!!!
Rozpoczyna się quasi hejt i argumenty ad personam. Nie będę ich cytował, z grubsza zasadza się to na tym, że głos spoza bańki nie posiada wiedzy medycznej. Cóż począć na takie dictum?
– Wiedza medyczna zawsze była instrumentalnie wykorzystywana do celów partykularnych i tak jest do dzisiaj. Jeśli to ignorujesz to jesteś albo fanatykiem albo głupcem. Przykład z cholesterolem i margaryną oraz masłem (któregoś się tak uczepił przy braku argumentum ad rem) miał unaocznić instrumentalne wykorzystywanie wiedzy medycznej do celów sprzedażowych. Jeśli to też ignorujesz, to podważasz wiedzę historyczną, ergo – naukę. I nie spinaj się tak, tylko odnieś się merytorycznie. Jesteś wyznawcą aplikacji SafeGraph? To załóż swój kościół i grupuj wokół niej wyznawców. Aplikacja to dzieło człowieka, durny program, który, jeśli oparty jest na błędnych założeniach, jest tyle samo wart poznawczo, co wiedza znachora bądź szeptuchy. Przepraszam. Wiedzę szeptuchy ceniłbym jednak bardziej.
Nic to nie daje. Zafiksowanie na jednym punkcie widzenia jest tak wielkie, że przywołanie linków o tym, iż w latach 30 XX wieku lobby tytoniowe opłacało naukowców, żeby przekonywali, iż palenie papierosów jest zdrowe – nic by nie dało. Nic by nie dały linki do również naukowych publikacji mówiących o tym, iż wirus na siłowniach nie atakuje. Pojawia się natomiast ciekawy mechanizm obronny – żeby nie wyjść spoza swojej bańki informacyjnej trzeba się jeszcze weń bardziej zanurzyć. Jak?
Najlepsza będzie metoda zdartej płyty – radny powtarza to co już powtarzał i nie przyjmuje racjonalnych argumentów. Zasklepia się w swojej skorupie jak żółw i już nawet boi się wychylić z niej głowę. Czy pomoże cokolwiek? Nie. Ułuda wiedzy i pewności, wygoda przebywania w swoich bańkach informacyjnych ma tak przemożny wpływ, że nie potrafimy z nich wyjść! Radny W. to tylko przykład – wszyscy tkwimy w swoich bańkach po uszy, piszący ten tekst również, tyle, że są to różne bańki. Czy odważymy się wyjść ze swojej strefy komfortu baniek informacyjnych?
W publikacji „The Filter Bubble” Eli Pariser ostrzega, że potencjalnym minusem filtrowanego szukania jest to, iż to „zamyka nas na nowe pomysły, tematy i ważne informacje”, a także „tworzy wrażenie, że wszystko, co istnieje, to wyłącznie nasza własna korzyść”. W jego opinii takie zjawisko jest potencjalnie szkodliwe zarówno dla jednostek, jak i społeczeństwa. Skrytykował on koncern Google i Facebooka za oferowanie użytkownikom „zbyt dużo słodyczy, a za mało marchewek”. Autor ostrzegł również, że „niewidoczne algorytmiczne edytowanie sieci” może wszystkim korzystającym z Internetu ograniczać kontakt z nowymi informacjami oraz zawęzić im horyzont. Według Parisera niekorzystnym efektem filtrujących baniek jest także szkodzenie ogółowi społeczeństwa w tym sensie, że mogą one spowodować „osłabienie obywatelskiego dyskursu” (undermining civic discourse), a także możliwe jest, iż ludzie mogą stać się bardziej podatni na „propagandę i manipulację”
(wikipedia)