Mieszkańcy budynku w Bajtkowie 10 płacą wysokie rachunki za wywóz szamba, a rodzinę pani Alicji Plakwicz władze gminy chcą eksmitować. Nic nie pomagają interwencje u włodarza. – Wójt nas oszukuje i olewa – mówią mieszkanki tego budynku, które zwróciły się do nas z prośbą o interwencję i opisanie sprawy.
– Wstawił nam wójt szambo, ale musimy za nie słono płacić, rachunki przychodzą kosmiczne, pytaliśmy się dlaczego, pisałam nawet podanie, żebyśmy na własną rękę wyciągali szambo, bo by nas to taniej wynosiło – załamuje ręce pani Justyna Filipkowska z budynku o numerze 10 w Bajtkowie.
Jakie to są kwoty? W zależności od rodziny – 350, 420 i 500 zł.
– Jak to wyliczają, nie wiemy, niczego nie można się dowiedzieć, tylko rachunki przychodzą – mówi pani Justyna.
– Tutaj było stare szambo, sami je opróżniliśmy, było dobrze, niby przeciekało, wylewało się na sąsiednią działkę, zrobili nowe szambo i jest tragedia – dodaje Alicja Plakwicz.
Mieszkańcy tego starego poniemieckiego dworku, który w 2012 roku ucierpiał w pożarze, żadnej odpowiedzi od wójta nie mogą się doczekać.
– Chodzę co tydzień do włodarza, a on nas olewa, co innego mówi, a co innego robi – mówi wzburzona pani Justyna. – Myśli, że zrobi z nas durniów i będziemy mu wierzyć. Do umowy na mieszkanie mam szambo wpisane, ale ja nie chcę przedłużać umowy na to szambo, za które tyle płacę. Pani z gminy na to, że jak nie przedłużę tej umowy, to dostanę eksmisję i będę musiała się wyprowadzić stąd, przecież to szantaż.
– Kiedyś to była szkoła, budynek komunalny, ja mieszkam tu od 1982 roku – z nostalgią wspomina pani Alicja. – Wodę sami podłączaliśmy, w roku 2012 był tu pożar, ale nie z winy lokatorów, byliśmy jako pokrzywdzeni. Teraz gmina moją rodzinę chce eksmitować, twierdzą, że to jest dla nas za duże mieszkanie, sprawa jest od dawna w sądzie – jest eksmisja, a my się bronimy. Mówią, że umowa się skończyła, chcą tutaj chyba kogoś innego usadowić. Umowa się skończyła, bo jak był ten pożar to była sytuacja wyjątkowa. Potem już drzewa zaczynały rosnąć na tym budynku, serce mnie bolało, przechodzi ludzkie pojęcie, co ja przeżywałam i przeżywam teraz, zgłosiłam to do konserwatora zabytków i od razu doczekaliśmy się remontu. Był jeszcze wójt Polkowski, wybory we wrześniu się zbliżały, zabrali mi z dużego mieszkania 10 metrów, ale teraz znów się czepiają i chcą dalej ucinać, zmniejszać mi metraż. Z jakiej racji ja mam ustąpić?
– Tutaj stoją trzy puste mieszkania, nas jest czworo – ja z mężem i dwójką dzieci, mieszkanie jest 35-metrowe, panuje wilgoć niesamowita – dodaje Justyna Filipkowska. – Pisałam do gminy o remont mieszkania, wilgoć na ścianach, po sufity, grzyb, starałam się o te mieszkanie na górze, one stoją puste, byłam na spotkaniu z wójtem, powiedział, że absolutnie nie daje nikomu mieszkania, bo do grudnia nas wszystkich przeniesie. Jak już zima idzie! Najgorsza jest zima, woda po ścianach płynie, panele puchną, a pani z urzędu gminy mówi, że to moja wina, bo ja nie wietrzę mieszkania albo źle wietrzę. Ile tych grudniów już było?
Stoimy osłupiali. Gdzie wójt przeniesie, co naobiecywał? Okazuje się, że do nowych wspaniałych bloków, nowych mieszkań.
– On tak samo na sprawie mówił, najpierw nie przyjeżdżał, potem twierdził, że będzie stawiał dwa bloki – mówi pani Alicja. – Są chyba w gminie źli na mnie za tego konserwatora, że do niego napisałam i o te drzewa. Bo bloków nie ma, ale stare drzewa wycięli. Tyle lat tu mieszkamy i nawet gałęzi nie wycięliśmy, a włodarz zaczął wycinać. Najpierw topole, taki piękny szpaler, to te topole jakoś przeżyłam, szkoda ich było, nie chciałam patrzeć w tę stronę, serce pękało, ale jak wzięli się też za stare świerki, to się zapytałam w gminie, co to za baran pozwolił?
Poprosiliśmy Tomasza Osewskiego, wójta gminy Ełk, o komentarz i stanowisko w opisywanej sprawie. Kolejny raz nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Czekamy nadal.
Do tematu wrócimy.
adam.sobolewski@echoelku.pl