Gdzieś w całkiem niedalekiej przyszłości w mieście Lukas na rubieżach Azjosojuza toczy się opowieść ta. Grupa naukowców z Ryskiej Akademii Umiejętności ma za zadanie przeprowadzenie eksperymentu na mieszkańcach miasta. Jak to się skończy? Czy lukasjanie domyślą się, że są poddani badaniu? Kierownictwo projektu staje przed wyborem ścieżki działania …
Ciąg bliższy – przyczynek medialny
Rozwój mediów społecznościowych poszedł w dość nieoczekiwanym kierunku. Ich nęcący urok, niemal narkotyczne uzależnianie użytkowników, z których większość nie potrafiła oprzeć się ciągłemu zaglądaniu i sprawdzaniu powiadomień, spowodowały, że zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. Doszło do tego, że odbywać się to zaczęło w postępie geometrycznym. Efekt był taki, że żeby nadążyć za ciągłymi zmianami, trzeba było każdego ranka pobierać i instalować najnowsze i najbardziej popularne serwisy, ładować swoje dane, aktualizować, wstawiać posty, itp. Zajmowało to przeciętnie pół dnia. Nic dziwnego, że zaczęły powstawać firmy oferujące usługę byczasu, czyli obecności i aktywności we wszelkich tych nowych mediach. Konieczne do tego było pisanie kolejnych butów (programów budujących tożsamość), które zajęły się funkcjonowaniem jednostek w internetowych zgromadzeniach. Porządek i względne odzwierciedlenie tego, co chciały widzieć jednostki w wirtualnej rzeczywistości, nie trwało jednak długo. Buty uniezależniły się nie tylko od swoich odpowiedników w bytowni, ale również od swoich twórców, zaczęły żyć swoim życiem – jak w przewrocie kopernikańskim w naukach społecznych, stały się rzeczywistością „sui generis”. Poczęły publikować, komentować, prowadzić sprzeczki, spory i wojny internetowe zupełnie na własną rękę, a raczej – but.
Powstało tedy odrealnienie odrealnienia w odrealnieniu, a był to dopiero początek i piętrowe sztuczności zaczęły również rosnąć w postępie geometrycznym.
Tym samym media społecznościowe zaczęły być raczej polem analizy dla cybernetyków, twórców oraz teoretyków sztucznej inteligencji, a nie światem, który ma istotny wpływ na opinię publiczną. W takiej sytuacji do łask wróciły media tradycyjne, wśród nich pogardzane i lekce sobie ważone gazety. Zaniechano wprawdzie rozprzestrzeniania ich w formie aerozolu, gdyż naruszało to normy środowiskowe, a było na wskroś innowacyjne, gdyż sprasowane dezodoranty przekazywały informację bezpośrednio do neuronów zainteresowanych czytelników, a raczej POP-u (percepcyjnego obszaru populacyjnego), który rozszerzył się poza świadomość indywidualną. Dzięki użyciu specjalnych czytników, głównie czterowymiarowych okularów, można było delektować się prasą w czasoprzestrzeni (ruchome reklamy!) – jedna gazeta po nałożeniu okularów umożliwiała dostęp do wszystkich poprzednich wydań, a w prenumeracie w pakiecie rozszerzonym – również do przyszłych.
Etyczne wątpliwościach wokół projektu Lukas2030 były od samego początku. Dla utrzymania informacji o nim w ściśle określonym reżimie i ryzach, konieczne było posiadanie kontroli nad lokalną opinia publiczną. Jak to zrobić? Pierwszym z pomysłów było podporządkowanie wydawców – konglomeratów i karteli lokalnych grup interesów.
Dziennikarzy już dawno nie było, teksty generowały progżule, czyli programy żurnalistyczne, które z kolei pisały programy do programowania programów żurnalistycznych i tak ad absurdum.
Jednak tak jawne naruszenie prasowego consensusu wzbudzić musiałoby protesty obrońców praw botów i sztucznej inteligencji, których prawnicy już przygotowywali odpowiednie pozwy. Co robić?
– Wykupić wszystkie lokalne kszopy (kształtowalnie opinii publicznej) – zaproponował pułkownik Łgarow.
-Zrobi się rwetes, poza tym, jak zwęszą, że nam zależy, to horendalnie podniosą ceny – zagotował się Miron Zdrajcew z Ukropu. – Mam lepszy pomysł. Pamiętacie Bajki Robotów i Cyberiadę Lema, a w nich konstruktorów Trurla oraz Klapaucjusza?
Zebrani zrozumieli w mig. Uruchomiono fantonom i rychło im oczom ukazały się wygenerowane boryty (roboty jednorazowe, automaki). Ich przeprogramowaniem zajął się zespół inforytów (informatycznych runicznych wsobków).
Tak powołane do życia postaci Trurla i Klapaucjusza zabrały się do pracy, czyli wygenerowania generatora wieści lokalnych Lukasa (w skrócie WLUL).
Jednak pierwsze zapisy nie napawały optymizmem.
„Dry go poni szy wsze An Go Ro do so z dry bał gżywia śnig liz był. Rał tał mał wlał dał miał: – brzmiał pierwszy wygenerowany przez WLULa komunikat.
– Przecież to kompletny bełkot – zasępił się porucznik Szach. – Przeprogramujcie!
Na efekty nie trzeba było długi czekać:
„Ini tyw prez zastępy zasepy stępy odstępy, kropka przecinek, cytat, zdjęcie, uśmiech, emoji, łątwiej bądzie dzięx temu w oparciem do 22 stycz. Jak inorm rani przez krztyny odrobiny drwiny, połowiny, połowimy – pobocza unijne, środki wspólnotki, psotki, łaskotki – mowi Andrukieviczius, mer Lukasa.”
– Lepiej, ale to wciąż nie to – skomentował hrabia Konopcew.
Prace trwały nadal. Za trzecim podejściem komunikat brzmiał następująco:
„Odkrycie surówca produkującego wynalazki zza powolnością świata to zasługa rodnych Lukasa. Na zwój miasta zaszłości trza spoglądać wiążąc perspektywę Saturna i Księżyca, a nie oddawać ssię błogiej bezmyślności.”
– To jeszcze nie to. Niech tworzą – grzmiał Gromyko, tłusty opój z działu kontroli wewnętrznej projektu.
– Jesteśmy bliscy celu – ekscytował się Konopcew.
„W dniu wczorajszym zatwierdzono regulamin poruszania się w przestrzeni Lukasa. Regulamin zatwierdzi mer miasta oraz rada wojowników.” – brzmiał kolejny wygenerowany komunikat.
– Może być. Trzeba jeszcze wkomponować program do generowania chwytliwych tytułów – wyraził się Mikołow, specjalista ds. medialnej obsługi projektu. – Istnieje jednakże konieczność wbudowania modułów przewidujących rozwój wydarzeń. Na podstawie istniejących w przestrzeni medialnej Lucasa komunikatów możemy wygenerować przyszłe zdarzenia. Wtedy będziemy konkurencyjni na lokalnym rynku informacyjnym, co pozwoli na generowanie lidów i konwersję.
Przy tych ostatnich słowach Iwan Mikołow uśmiechnął się od ucha do ucha, gdyż był to człowiek znany ze swojego dystansu do świata.
cdn.
Komentarze 1