Śmierdzi w Siedliskach, Woszczelach, na Tuwima, na os. Północ II, czasami w centrum miasta. To fakty. Co robią z tym włodarze ełccy?
Analizujemy strategię ełckiego ratusza radzenia sobie wizerunkowo z problemem odoru, którego bardzo prawdopodobnym źródłem jest spółka EKO Mazury.
W początkowej fazie kryzysu odorowego miejscy władycy stosowali strategię uników – sprawę przemilczać, pomijać, bagatelizować. Dochodziło nawet do tego, że w mediach społecznościowych obrazoburców, którzy śmieli pisać, że śmierdzi spotykało określenie „paranoicy”. Jak im śmierdzi, jak nie śmierdzi? Łagodniejszą wersją tej strategii było już wielokrotnie sprawdzone – inni to mają gorzej. Korki w Ełku? Jakie korki, we Warszawie, to dopiero są korki! Wersja odorowa – jaki smród, na Śląsku, to dopiero śmierdzi. Swoją drogą tutaj warto by było może uściślić, o jaki Śląsk chodzi, bo jest jednak różnica między Górnym a Dolnym Śląskiem. Bagatelizatorów odorowych takie niuanse jednak niezbyt interesują. Chodzi o to, żeby wizerunek ełckiego samorządu, jako prężnie się rozwijającego miasta w stolicy Mazur kwitł niezagrożony jakimś tam wydumanym smrodem.
Sytuacja się zmieniła, kiedy prezydent miasta zwołał konferencję prasową i oświadczył na niej, że dla niego również śmierdzi. Był to przewrót nieomal że kopernikański. Usłyszeliśmy, że problem jest, a włodarzom zależy na jego rozwiązaniu. Tutaj strategia się zmieniła. Wprawdzie śmierdzi, ale to nie z EKO Mazur, tylko rolnicy wylewają gnojówkę, nawozy, czy tam nie wiemy za bardzo co, ale to oni są winni. Kiedy dziennikarze pytali (konkretnie Renata Szymaszko z miasto-gazeta.pl) o opinię WIOŚ z Olsztyna, która stwierdziła „organoleptycznie”, że możliwym emiterem smrodu są EKO Mazury, to prezydent miasta zbył pytanie stwierdzeniem, że to jest hejt. Padło również z jego strony ostrzeżenie, że nie pozwoli na to, żeby stawiać miasto w kontrze do tych, którzy ze smrodem walczą. Rozumiemy, że tutaj działa metoda kija – jak źle się wypowiesz o ełckich urzędnikach w sprawie smrodu (np: że nic nie robią?), to będą pozwy sądowe o naruszenie dóbr, dobrego imienia i tzw. „kłamstwo siedliskowe”. Na czym polega „kłamstwo siedliskowe”? Na uporczywym twierdzeniu, że smród rzekomo pochodzi z EKO Mazur.
Kolejnym etapem analizowanej wojny informacyjnej (tak, uważamy, że miasto prowadzi wojnę informacyjną i to nie tylko w tej sprawie) było przybycie mieszkańców Siedlisk na miejską komisję, na której poruszano temat odorowy. Nie było prezydenta miasta, tylko zastępcy oraz prezes EKO Mazur. Uraczeni zostaliśmy bajdurzeniem technologicznym – a to sita, a to frakcje i inne instalacje, czyli takie rozmycie tematu, żeby przeciętny Kowalski nie mógł się w tym rozeznać. Śmierdzi, ale analizujemy i to są sprawy techniczne, gdzież tam prostemu szaraczkowi do tego. Było też klasyczne – Pani kierowniczko, jak jest zima, to musi być zimno, w wersji ełckiej, jak jest wysypisko i są śmieci to musi śmierdzieć. Zabrzmiał na tej komisji mocny głos radnego Krzysztofa Wilocha, który zwrócił uwagę, że śmierdzi być może dlatego, że odpady są w Siedliskach w wadliwy sposób trzymane i składowane.
Miasto nie zamierza jednak przejść do defensywy i ma jeden mocny argument. Wakacje! Otóż wielkimi krokami zbliża się sezon urlopowy, wakacyjny i ogórkowy, a zatem można liczyć na to, że temat ucichnie. Niebezpieczeństwo tej strategii polega na tym, że jak będą upały i odór stanie się jeszcze bardziej uciążliwy, to nawet wakacje nie pomogą, a mleko rozleje się wraz z rolniczą gnojówką.
Do tematu (również w sezonie ogórkowym) wrócimy.
Fot. Zdjęcie ilus(trujące)