– Nie mamy czym oddychać, nawet psy uciekają od tego smrodu – mówią mieszkańcy Siedlisk.
Wygląda i odczuwa to wszystko tak, że ełczanie mają wytchnienie od smrodu, ale w Siedliskach nic się nie zmieniło.
– Wciąż jesteśmy truci – mówi dosadnie mieszkanka Siedlisk. – Nikt mi nie będzie mówił, kiedy mam otwierać okno w domu – w nocy, w dzień czy w południe. Nasze zwierzaki chorują już od tego smrodu, to jest chemia i trucizna. My i nasze dzieci jesteśmy truci. Dusi nas, oczy z rana mam zaropiałe, chociaż nie jestem alergiczką. Czas z tym skończyć.
Czy instalacje antyodorowe wpłynęły na jakość życia mieszkańców Siedlisk?
– Dziwnym trafem, ale nic nie działa – mówi jeden z mieszkańców. – Jak śmierdziało, tak śmierdzi. To są pieniądze wywalone w błoto, ci którzy wpadli na ten pomysł, powinni ponieść jego koszty, a nie straszyć mieszkańców, że to my poniesiemy koszty. Dość straszenia podwyżkami, niech włodarze zajrzą do swoich kieszeni i pieniądze oddadzą, my się nie będziemy zrzucać na zarobki prezesów. Dosyć.
– Cały czas śmierdzi – mówi Marta Dąbrowska z Siedlisk, nieformalna liderka ruchu antyodorowego. – Tylko jak wiatr jest korzystny, to możemy jakoś funkcjonować. Zmiana kierunku wiatru oznacza dla nas przebywanie w pobliżu smrodu. Te wszystkie instalacje antysmrodowe nie przynoszą żadnego efektu. Chcemy pokazać włodarzom innych gmin, że nie zgadzamy się z tym, co jest nam serwowane.
– Spółka EKO Mazury zatrudnia agencję pijarową do ocieplenia wizerunku i wydaje pieniądze na nieskuteczne instalacje – mówi rolnik z Siedlisk. – Za chwilę może się okazać, że spółka jest niewypłacalna, bo na koniec roku będzie miała szacowaną stratę około 11 mln zł.
Tomasz Andrukiewicz, prezydent Ełku uważa, że podjęte przez EKO Mazury działania antyodorowe przynoszą efekt.
– W samym Ełku już od kilku tygodni sytuacja jest lepsza – mówi Tomasz Andrukiewicz. – Jestem przekonany, ze spółka podejmie dalsze działania, które przyczynią się do zmniejszenia tych uciążliwości również dla mieszkańców Siedlisk.
Do tematu wrócimy.